Wikipedia mówi nam:
"
Faith No More ?
kalifornijski zespół z
San Francisco, w swojej muzyce łączący
rock,
rap i
metal, a także
new romantic,
pop,
folk i inne gatunki."
Grupa istnieje teoretycznie od roku 1981 (poczatkowo pod nazwą Faith No Man), mając za sobą zmiany, nie zmiany, kłótnie, nie kłótnie... Isnieje teoretycznie, bo swoje lata świetności rozpoczęła pod koniec lat '80, gdy to do formacji dołączył Mike Patton. I na krążkach z tego okresu chciałabym się generalnie skupić. Więc od początku ...
Patton dołączył do zespołu w styczniu 1989. I wraz z jego syntezą z FNM, w tym samym roku pojawił się pierwszy studyjny krążek [The Real Thing]. Teksty do utworów powstały zaledwie w ciągu dwóch tygodni. I to jakie, jak ładnie komponujące się z nieco gówniarskim, chłopięcy,m wokalem Pattona, w którym gnieździ się jakiś bunt, anarchizm, przekora. Zadziornośc? "Suprise! You're dead!" mówi samo za siebie. Krążek pod koniec roku zyskał sobie miano platynowej, głównie poprzez wydanie singla utworu "Epic", posiadającego chyba jeden z bardziej je*niętych - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - teledysk [naprawdę, szperanie po YT nie boli]. Kolejny teledysk do utworu "Falling to pieces" również przysporzył grupie nowych, wiernych fanów.
Następnie nagranie z koncertu na VHS [Live at Brixton] z '91. Bla bla bla, osobiście nie przepadam za koncertówkami. Pozwolicie, ze pominę.
Rok 1992 niesie z sobą kolejny krążek [Angel Dust]. Może nie tak sukcesywny, jak [TRT], aczkolwiek moim skromnym zdaniem - najlepszy. Bo na którym albumie FNM odnajdziemy taką różnorodną mieszankę styli: popu, rapu, alternatywy, rocka (czego tam jeszcze ...)? Gdzie odnajdziemy głupio krzyczące cheerleaderki "Be-agressive! b-e-a-g-r-r-e-s-i-v-e!"? Własnie ... Prawdę mówiąc jest to ogromny plus, ponieważ każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Od relaksującego coveru zespołu Commodores "Easy" po pełnego basów "Jizzlobber" (ja niedawno dowiedziałam się o dokładnym znaczeniu tego słowa). Kolejną zaletą jest różnorodność wokalu Pattona. Każdy kawałek jest w dużym stopniu ... nieprzewidywalny. Słuchając jej po raz pierwszy nie masz pojęcia, co wydarzy się za kilkanascie sekund. Się strzeż.
Po przerwie, w której nasz zespół zdązył odbyć swoje największe tournee i mieć kilka komplikacji (z zespołu odszedł Jim Martin), w roku 1995 na rynek z pięknym zwiewnym ruchem wyleciał kolejny album [King For A Day, Fool For A Lifetime]. Płyta nie przyniosła tak ogromnego sukcesu w jUeSendA - to smutne. Ale z jaką radością przyjął ją stary kontynent i Australia! W Australii przez długi czas utrzymywał się na pierwszym miejscu list przebojów. Ogólnie płyta nastawiona była na komercjalizację zespołu, jego "uopwszechnienie" tu i ówdzie. Skutecznie. [-FNM, kojarzysz? Easy, Epic ... - ...Evidence i Ricochet! -Własnie. Znasz jeszcze jakieś utowry? -Yyy...? ]. Nie twierdzę, że album jest zły, dla niektórych jest on ulubionym w karierze FNM. Dla mnie do przetrawienia, chociaż strasznie jednostajny i po prostu nudny. Zaletą jest okładka. Dokładnie, okładka. Typowego wzrokowca kłębiącego się w EMPIKu przyciągnęła od razu. ; )
Ostatni krążek zespołu pojawił się w roku 1997. [Album Of The Year] jest płytą nie nazbyt agresywną, ujęłabym - spokojniejsza niżeli poprzednie. Niech nie zwiedzie Was pierwszy z kolei kawałek "Collision". Takie utwory jak "Stripsearch" czy "She Loves Me Not" pomagają nam się uspokoić, jednocześnie dając wewnętrznym organom równomiernie podrygiwać w rytm muzyki. O tak. :D Moim faworytem na płycie jest "Ashes To Ashes", stylem może nieco nawiżaujący do dwóch poprzednich płyt. Utwór ten posiada w sobie pewną formę czegoś takiego ... cholera, ciężko mi to tak ując w tym momencie ... takie zwycięstwo. Walka nad tym, co się dzieje tu i teraz, prowadząca do pewnego tryumfalnego zwycięstwa. Boże, ta pora mi nie słuzy ... Ale taki refren to ja poproszę na moim pogrzebie. :D
Ogólnie rzecz ujmując, Faith No More jest zespołem, z którym wstyd się nie zapoznac. Od początku swojej kariery głęboko w tyle miał obowiązujące muzyczne kanony, grał to, co im się faktycznie podobało. Słychać to zarówno w muzyce, jak i w wokalu i całej kompozycji. Postawa ta była wiele razy wychwalana, jak i zapewne negowana przez wszystkowiedzących muzycznych krytyków. Bo jak już raz porwie Cię ta muzyka z którejkolwiek płyt, nie odpuści i nie opuści. Wiem co mówię. Gorąco polecam.